Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Będzie ławeczka legendarnego Majstra Biedy w Wetlinie?

Edward Marszałek
Fot. Edward Marszałek.
Gdyby żył, wkrótce miałby sto lat! Urodził się bowiem we Lwowie 15 maja 1922 roku w Święto Polskiej Niezapominajki. To świetna sposobność, by przypomnieć o Władysławie Nadopcie.

Zanim w ogóle temat zaczął się kręcić, odebrałem w tej sprawie kilka telefonów.

Świetny pomysł! – powiedziałem od razu, gdy zadzwonił do mnie Andrzej Łukaszczuk, emerytowany sołtys z Wetliny, z propozycją ustawienia gdzieś w tej miejscowości „ławeczki Władzia Nadopty”. Chodziło o grunt w zarządzie Lasów Państwowych, a przylegający do drogi w Wetlinie.

- Chodzi o to, żeby każdy mógł sobie przysiąść z Władziem „nad rowem”, jak śpiewał Belon – precyzował Jędruś swoją ideę.

Pomysłodawcy znaleźli stosowne miejsce w ciągu spacerowym w Wetlinie, niebędące lasem, a pozostające w zarządzie Nadleśnictwa Cisna. Rozmowa z zarządzającym gruntem, była krótka.

– Jak najbardziej jestem za tą społeczną inicjatywą! Władysław Nadopta żył z lasu i zżył się z lasem, dlatego chciałbym żeby był to pomnik leśnego człowieka, żyjącego ze zbierania jagód, grzybów i zrzutów – mówi Jan Podraza, nadleśniczy Nadleśnictwa Cisna. – Znajdziemy formułę prawą dla posadowienia ławeczki.

I wreszcie telefon od prof. Jacka Kucaby, kolegi z GOPR, znakomitego rzeźbiarza, autora m.in. postaci Wojtka Belona na ławeczce w Busku-Zdroju, który już zaczął snuć swoją wizję.

- To nie może to być jedynie pomnik Władysława Nadopty, opisywanego jako zakapior. Bo Władek nie pił denaturatu, nie spał po rowach, nie wysiadywał pod sklepem, nie prosił nikogo o wsparcie, ale miał w sobie tyle ciepła, filozoficznego piękna, że chwytał za serce – wylicza artysta często pomieszkujący w Bieszczadach. – Chciałbym oddać w zimnym metalu ciepło jego postaci.

Archiwum Grupy Bieszczadzkiej GOPR

Z tą samą sprawą zadzwoniła Agata Basaraba, była mieszkanka Cisnej, która znała Majstra Biedę przed laty. Ona zorganizowała grupę inicjatywną dla realizacji pomysłu i zainicjowała też zrzutkę na ten cel:

ZRZUTKA NA ŁAWECZKĘ

- Czekamy na podpisanie stosownego porozumienia jako strona społeczna, czujemy się bowiem zobowiązani do pamięci o naszym zacnym Przyjacielu sprzed lat – powiedział Przemysław Barczentewicz, prezes zarządu Grupy Bieszczadzkiej GOPR. - Majster Bieda jest dziś postacią, która łączy miłośników lasów i gór, niech zatem jako wspólny dla wielu symbol wróci do Wetliny.

Przychylna sprawie jest też Wolna Grupa Bukowina, zespół założony przez Wojciecha Belona, twórcę „Majstra Biedy”, wykonujący tę piosenkę już od 51 lat.

- Do dziś wspominam ten ostatni koncert na festiwalu „Bieszczadzkie Anioły”, gdy Władek pojawił się w Górnej Wetlince, a my śpiewaliśmy nie tylko o nim, ale dla niego. Pomysł ławeczki przyjęliśmy z entuzjazmem i będziemy o nim mówić podczas naszych koncertów, dając ludziom sposobność do wsparcia jego realizacji – mówi Wacław Juszczyszyn, lider Bukowiny. – Wierzę, że Władek w ten sposób szybko „popłynie w przyszłość”.

Pomysł taki podsunął też wcześniej Ludwik Pińczuk w książce „Lutek, co miał szałas na Połoninie”.

- Nadopta często zaglądał na połoninę, bo po noclegu, o świcie ruszał na jagody, czasami koczował tam całymi tygodniami – wspomina Lutek Pińczuk. - Przychodził też pod koniec zimy, by ruszać za zrzutami i wracał dopiero jak zaczynały się jagody. Powinien mieć taką ławeczkę, gdzie mogliby przysiąść turyści i posłuchać piosenki „Majster Bieda”.

Las i połoninę „Znał jak pięć palców, jak szeląg zły”, bo spędzał tam dni i noce. Bywało, że gdy się za zrzutami jelenimi zapędził w dolinę Sanu, na ostatnich nogach docierał do schroniska w Jaworcu, by zostawić sobie „depozyt” i po dniu regeneracji ruszyć w masyw Falowej. Władek, choć kręcił się najczęściej między Wetliną a Ustrzykami Górnymi, znał się z miejscowymi od Łupkowa po Czarną, zaglądał też w dolinę górnego Sanu, gdzie onegdaj o zrzuty było łatwiej, a ciągnęły go też jagodziska Kińczyka i Halicza mniej dostępne i przezbierane od innych. Pod Małą Rawkę długo miał szałas, a potem, gdy już zbudowano schronisko, główną bazę założył sobie właśnie tam. Miał przy schronisku własną budę, ocieplone legowisko i tam najczęściej przesiadywał.

- Władek był ekologiczny w najlepszym tego słowa znaczeniu - podkreśla mocno Lutek. – To taki prawdziwy człowiek gór, tylko nimi żył i tylko w nich chciał zostać.

Napisano o nim niejeden artykuł w gazecie, niejedno opowiadanie, wielu chciałoby mieć z nim kontakt, ale on potrafił nawet w czasach swej wielkiej sławy, unikać jej skutków i rzadko bywał w oficjalnych okolicznościach. Natomiast zazwyczaj przyjeżdżał na Dzień Ratownika, bo czuł się z nami mocno związany. Przesiadywał na dyżurce w Górnych, wpadał na połoninę, miesiącami był pod Rawką u Rzepy, a później u Roberta. Władek wódki nie lubił, pił wódkę tylko w herbacie, więc czasem po piątej herbacie już mu nie przeszkadzała. Był jagodziarzem z dawnych czasów, przestrzegającym niepisanego kodeksu, który reguluje nasze podejście do natury.

Majster Bieda był wielkim przyjacielem goprowców, często zaglądał na dyżurkę w Ustrzykach Górnych, w Jaworcu czy pod Tarnicą. Bywało, że gdy ratownicy szli na akcję, zostawał przy radiotelefonie stacjonarnym, pomagając w utrzymaniu łączności. Był odznaczony honorową odznaką „Za Zasługi dla Ratownictwa Górskiego”, jako jedna z nielicznych osób niebędących ratownikiem GOPR.

Archiwum Grupy Bieszczadzkiej GOPR

Zmarł w czerwcu 2005 roku w Domu Pomocy Społecznej w Moczarach. Zaledwie kilka dni wcześniej wyszedł ze szpitala w Sanoku, gdzie leczył astmę, a tu okazało się, że serce odmówiło posłuszeństwa.

- Trumnę z Władkiem Nadoptą ponieśliśmy w kilku goprowców na kwaterę w odległej części cmentarza w Jasieniu koło Ustrzyk Dolnych. Nad grobem zaśpiewaliśmy mu „Czerwony pas”, Władek lubił te huculskie nuty, bo przecież pochodził ze Lwowa. Nie zdążył powiedzieć przed śmiercią, gdzie chce być pochowany, choć pewnie widziałby się gdzieś w Wetlinie czy na Berehach Górnych – kończy Lutek opowieść.

Skoro Majster Bieda nie może leżeć na cmentarzu w Wetlinie, niech swoją postacią przypomina o bieszczadnikach sprzed lat. Niech przyjdzie „zieloną wiosną” do Wetliny i siądzie na oczyszczonym z zielska przydrożu, patrząc na niepusty gościniec, kładąc obok swój skromny plecak, może łubiankę z grzybami czy jagodami… Niech przycupnie nieopodal sklepu, by przypomnieć czasy ludzi wolnych. A ludzie dobrej woli - wierzę w to święcie - pomogą w tym powrocie.

od 12 lat
Wideo

echodnia.euNowa fantastyczna atrakcja w Podziemnej Trasie Turystycznej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sanok.naszemiasto.pl Nasze Miasto