Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Michalski: Mam marzenia. Liczę, że w Pekinie będę jeszcze szybszy [ROZMOWA]

Tomasz Ryzner
Tomasz Ryzner
PS
- Przed Pekinem mamy dwa zmartwienia; dobrze zmienić czas i szybko zapoznać się z torem, na którym jeszcze nie startowaliśmy - mówi PIOTR MICHALSKI, wychowanek Górnika Sanok, świeżo upieczony mistrz Europy na 500 metrów w łyżwiarstwie szybkim

Zbigniew Bródka zdobył olimpijskie złoto, wyprzedzając Holendra o jedną tysięczną sekundy. Pana przewaga w Heerenveen wyniosła jedną setną sekundy. Holendrzy znów kręcili głowami.
Podobne różnice w naszej dyscyplinie, a szczególnie w sprincie, to nie jest ewenement.

Za metą nie okazywał pan radości. Ze zmęczenia?
Z szoku (śmiech). Nigdy nie byłem w takiej sytuacji na takiej imprezie. Zobaczyłem na tablicy zieloną jedynkę i nie bardzo wiedziałem, o chodzi. Po chwili wszystko do mnie dotarło. Fajne uczucie wygrać na holenderskiej ziemi, gdzie łyżwiarstwo szybkie jest sportem narodowym. Tam na ten sport idą duże środki, a infrastruktury można tylko pozazdrościć.

Mówi się, że Holendrzy są wyniośli, z góry patrzą na innych.
Noo, no tak (śmiech). Potrafią stroszyć piórka, prężyć muskuły, ale jak się ich pokona, to potulnieją. Nie są wylewni, ale można z nimi pogadać.

Pisano, że wygrał pan, ale w stawce brakło dwóch Rosjan, zdyskwalifikowanych za doping.
Zgoda, to mocne nazwiska, ale obu już ogrywałem.

Jak wyglądało świętowanie złota?
Nie było na to czasu. Trzeba było szykować się do wylotu na obóz do Niemiec.

Na tysiąc metrów zajął pan szóste miejsce. Mogło być lepiej?
Ten wyścig był dla mnie czarno-biały. Po sześciuset metrach miałem najlepszy międzyczas, ale potem wyszła przerwa świąteczna, brak paru treningów więcej. Nie ukrywam też, że ten dystans nigdy nie był moją mocną stroną. W sumie jestem jednak zadowolony. Zrobiłem dobry czas.

Ile pan zyska na mistrzostwie Europy?
Dowiem, gdy dojdą przelewy (śmiech). A poważnie mówiąc, po raz pierwszy nie będę musiał się przejmować finansami. Jest nagroda z międzynarodowej unii, stypendium z ministerstwa, pomoc mojego klubu, AZS AWF Katowice. Będę miał spokojną głowę w tym roku w tej kwestii. Ale zysk, to nie tylko pieniądze. Stałem na najwyższym stopniu podium i zagrano mi hymn. Niewielu tego doświadczyło.

Skoro pochodzi pan z Sanoka, dlaczego wybrał łyżwy szybkie, a nie hokejówki?
Pewnego dnia Marek Drwięga, mój nauczyciel wuefu, a potem trener wybrał paru chłopaków do sekcji. Prawdę mówiąc, kiedy szedłem na pierwszy trening, nie bardzo wiedziałem, co to takiego łyżwiarstwo szybkie. Okazało się jednak, że stworzyła fajna grupa, dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie, zadziałała psychologia grupy. Zaczęliśmy wygrywać, to nas napędzało i złapałem bakcyla.

Lubi pan zimę?
Zdecydowanie bardziej ciepłe kraje, plażę, palmy. A jeśli chce pan zapytać o hobby, pasję, to jest nią Formuła 1. Kiedyś oglądałem ją z ojcem na zagranicznych kanałach, potem pojawił się Robert Kubica i jeszcze podkręcił zainteresowanie tym sportem.

Zjeździł pan pół świata. Był czas, aby zobaczyć coś więcej niż tory lodowe i hotele?
Z tym jest problem, szczególnie teraz, w erze pandemii. Ale w Azji, krok po kroku, co nieco zwiedziłem. Podobała mi stara dzielnica w Nagano, coś w rodzaju skansenu, drewniane domy ze stromymi dachami, ogrody, takie buddyjskie klimaty.

W Japonii lubi zadrżeć ziemia.

Była taka sytuacja, coś się podziało, ale delikatnie. Na początku nawet nie zorientowałem się, o co chodzi. Nie zdążyłem się przestraszyć. Po czasie doszło do mnie, że było to trzęsienie.

W Japonii nadal w modzie jest kłanianie się wszystkim?
Jak najbardziej, na każdym kroku. To wyraz szacunku dla drugiej osoby.

Inny ulubiony kraj?
Norwegia, konkretnie okolice Hamar. Piękne, sielskie pejzaże. Ogromne jezioro, największy w Norwegii fiord. Można się zachwycić.

Ile dni w roku spędza pan poza domem?
Dwieście pięćdziesiąt albo i więcej.

Jak pan wtedy zabija wolny czas?
Wożę ze sobą książki, ale zwykle się kurzą (śmiech). Gdy zabiorę się do którejś, to doczytam do końca. Tylko bywa, że trudno mi się do nich zabrać. Poza tym Formuła 1, komputer, muzyka.

Teraz mniej miły temat - pandemia. Dopadła pana?
Dopadła, ale przeszedłem ją dość łagodnie. Właściwie straciłem tylko na jakiś czas węch. To było ponad rok temu. Na obozie zachorowało kilka osób i musieliśmy wracać do domów. W poprzednim roku obyło się już bez przygód, normalnie trenowaliśmy. Nerwówka jednak jest, bo chodzi o to, aby uniknąć choroby w najważniejszym czasie.

Mowa oczywiście o igrzyskach w Pekinie. Po złocie w Heerenveen stwierdził pan, że „mam nadzieję, że nie jestem w najwyższej formie, że w Pekinie mogę być jeszcze szybszy”.
Tak właśnie jest. Chcieliśmy wypaść w Holandii jak najlepiej, ale trenujemy pod kątem igrzysk, tam ma przyjść top forma. Przed Pekinem mamy właściwie tylko dwa zmartwienia; dobrze zmienić czas, czyli szybko dać sobie radę z aklimatyzacją, bo to siedem godzin różnicy. Druga sprawa, to brak znajomości obiektu. Ale ten sam kłopot mają wszyscy rywale, więc każdy z nas ma na tym polu czystą kartkę.

A smog? Jakiś czas temu w Pekinie bywało średnio ze świeżym powietrzem.
Natalia była tam na zawodach (Natalia Maliszewska, mistrzyni Europy w short tracku, narzeczona naszego rozmówcy - przyp. Red.) i nie miała złych doświadczeń. Powietrze nie było najgorsze. Da się tam normalnie oddychać.

A propos pani Natalii. Jak się poznaliście?
Przez internet. Wysłałem sygnał, rozmowy się kleiły i jesteśmy razem.

Razem, ale często osobno.
Zgadza się. Tak to jest w sporcie. Oboje jesteśmy ciągle w rozjazdach. Ostatni raz widzieliśmy na Boże Narodzenie.

Czuje pan napięcie przed startem w imprezie życia?
W tym roku jestem już raczej spokojny. W końcu w kółko powtarzamy to samo, doświadczenie robi swoje. Kiedyś przed ważnymi startami słuchałem muzyki, izolowałem się. Teraz chłonę atmosferę zawodów.

Jak będzie w Pekinie?
Natalia mówi otwarcie, że jedzie po medal. Ja też mam swoje marzenia. Oby się spełniły.

Jakie plany na po igrzyskach?
Różne, ale najważniejszy będzie sierpień. Wtedy planujemy z Natalią wesele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piotr Michalski: Mam marzenia. Liczę, że w Pekinie będę jeszcze szybszy [ROZMOWA] - Nowiny

Wróć na sanok.naszemiasto.pl Nasze Miasto