Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Płoszenie niedźwiedzicy przy pomocy pistoletu do paintballa okazało się nieskuteczne. Dzisiaj po raz drugi została odłowiona i wywieziona

Dorota Mękarska
Dorota Mękarska
fot. Paweł Michniowski
W dniu dzisiejszym młoda niedźwiedzica, która po uśpieniu na terenie gminy Solina i wywiezieniu w Bieszczady pojawiła się znowu pod Sanokiem, została powtórnie odłowiona i przetransportowana w odległe miejsce.

2-letnia niedźwiedzica po perypetiach w gminie Solina, gdzie polowała na kury, kaczki i króliki, została pod koniec czerwca odłowiona w Bereźnicy Wyżnej i przewieziona pod słowacką granicę. Nałożono jej obrożę telemetryczną. Po dwóch dniach była już w pobliżu najbliższych zabudowań. Stamtąd przyszła w okolice Sanoka, zachodząc również do samego miasta. Stąd została przepłoszona, na co jest pozwolenie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Przebywała głównie w okolicach wsi Liszna i Wujskie. Wydawało się, że ma szansę zdziczeć, gdyż zaczęła bardziej bać się ludzi i żerowała w lesie na dzikich malinach.

– Byliśmy pełni nadziei, gdyż w tej chwili w lesie jest mnóstwo pokarmu – podkreśla Damian Stemulak, leśniczy z Nadleśnictwa Baligród, który wchodzi w skład grupy interwencyjnej reagującej na zachowanie niedźwiedzicy.

Samica nie zaprzestała mimo to polowań na drób. Wchodziła na posesje przez otwarte bramy i wędrowała publicznymi drogami. Dorwała się do kur w Lisznej. Przedwczoraj zawitała do Olchowiec, dzielnicy Sanoka, a ostatniej nocy zrobiła pogrom w jednym z gospodarstw w Wujskiem, zabijając 15 królików. Nie można było dłużej czekać, bo ludzie podnieśli ferment.

Dzisiaj została znowu odłowiona i wywieziona.

– Zdecydowaliśmy się na to, bo trudno było ja utrzymać z dala od ludzkich zabudowań. Wybraliśmy miejsce odpowiednie pod względem żerowym, gdzie jest dużo żeru, ale ona jest nieprzewidywalna – dodaje Marek Pasiniewicz z Fundacji Bieszczadziki, która zajmuje się odławianiem zwierzyny.

– Ona boi się ludzi, ale nie boi się ogrodzeń i zabudowań – zaznacza lek. wet. Katarzyna Zabiega, prezes Fundacji Bieszczadziki.

Dlatego nasi rozmówcy bardzo mocno podkreślają, by zabezpieczać kosze na odpady, kompostowniki, pasieki, a gospodarstwa gdzie znajduje się drobny inwentarz powinny mieć ogrodzenia pod napięciem.

– Mieszkamy na takim terenie, że sobie z problemem dzikiej zwierzyny inaczej nie poradzimy – uważa specjalistka.

Problem jest też w braku narzędzi. Niedźwiedzicę płoszono strzelając do niej gumowymi kulami, ale z pistoletu do paint balla, co dawało dużo gorszy efekt, niż strzelanie z broni gładkolufowej, na którą trzeba mieć pozwolenie. Fundacja Bieszczadziki taką bronią nie dysponuje, gdyż nie posiada pozwolenia. Być może je uzyska, ale to długo trwa, a problem jest aktualny. Dlatego sprawa musi być szybko rozwiązana.

– Wciąż walczymy o tego niedźwiedzia – podkreśla Katarzyna Zabiega. – Dużo czasu i energii nas to kosztuje, ale może się uda.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sanok.naszemiasto.pl Nasze Miasto