Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Siczka, lider grupy KSU: Gdyby nie alkohol, wydalibyśmy 10 płyt więcej [ROZMOWA]

Jaromir Kwiatkowski
Siczka: Gdyby nie alkohol, wydalibyśmy do tej pory około 10 płyt więcej
Siczka: Gdyby nie alkohol, wydalibyśmy do tej pory około 10 płyt więcej Fot. Mariusz Guzek
Rozmowa z Eugeniuszem „Siczką” Olejarczykiem, liderem grupy KSU

Jesteście akurat w trakcie cyklu koncertów z okazji 45-lecia istnienia grupy. W lutym ukazuje się płyta „44” (obecnie trwa przedsprzedaż). Jednak od ostatniej waszej płyty studyjnej – „Dwa narody” – kazaliście czekać fanom aż 9 lat.

Nie chciało mi się siedzieć przy tej płycie, miałem nagrania rozgrzebane. Nie będę ukrywał, lenistwo po prostu.

Co znajdziemy na „44”?

Trzynaście utworów. Dziesięć w klimacie płyty „Dwa narody”, czyli punk i ciężki rock, i trzy utwory akustyczne na zakończenie.

Do płyty w wersji digipak dołączony został bluray-4K z blisko 3-godzinnym zapisem koncertu z okazji 40-lecia. Jest to pierwsze wydawnictwo w Polsce, które zostało nagrane i wydane w formacie 4K.

Mieliśmy z nim wiele kłopotów. Najtrudniejsze było to, że nikt w Polsce nie wydawał jeszcze 4K. Z blurayem nie ma problemów. 4K to też bluray, tylko wielowarstwowy. Szukaliśmy ludzi, którzy mogliby to zrobić. To nie jest hop siup, bo trzeba wykupić licencję, która w Stanach kosztuje 4 tys. dolarów. W końcu znaleźliśmy człowieka, który zrobił nam mastering. Później się okazało, że są długie kolejki do tłoczni tych płyt. W Niemczech trzeba czekać ok. 2 lat. Ale wydawnictwo Mystic sobie z tym poradziło.

Jesteś zadowolony z efektu muzycznego?

Dźwięku akurat nie robił zawodowiec z najwyższej półki, tylko nasz akustyk Adrian, ale jest on dość przyzwoity.

A utwory?

Różnie były zagrane. Słychać też zmęczenie, bo koncert z okazji 40-lecia – z przerwami na tort, życzenia, spotkania z fanami na scenie – trwał ponad 4 godziny. To się przeciągało, a w dzień mieliśmy jeszcze próby. Na szczęście, przed nami grał support, więc miałem czas, by skoczyć do domu, wykąpać się i wrócić. Koncert był ciężki, 47 utworów. W planie było 49, ale z dwóch zrezygnowałem. Może dałbym radę je jeszcze zagrać, ale wyszłoby to bardzo kiepsko.

Rozmawiamy nie w Ustrzykach Dolnych, tylko w wiosce położonej kilkanaście kilometrów od Rzeszowa, gdzie teraz mieszkasz. Opuściłeś Bieszczady z powodów prywatnych?

Tak, tu mieszka moja partnerka i tu zamieszkaliśmy razem. A poza tym w Ustrzykach ciężko mi było pracować. Za dużo odwiedzin, często przychodziły różne ekipy po pijaku, zdarzały się wizyty o 2, 3 w nocy. Ustrzyki to już miasteczko bardzo ruchliwe. Trochę się nie da tam żyć. Tu mam spokój.

Młodzi ludzie z okolicy rozpoznają w tobie gwiazdę punka, czy to już nie ich bajka?

Wiedzą, z jakiego zespołu jestem.

Jak reagują?

Normalnie. Jak sąsiedzi.

Bardziej jak sąsiedzi niż jak fani?

Jakichś zagorzałych fanów w okolicy akurat nie ma. Choć jest kilka osób, które słuchają KSU. (śmiech)

Tęsknisz za Bieszczadami?

Tak.

Często tam wracasz?

Ostatnio nie miałem okazji.

To ból. Ale Bieszczady też się zmieniły, nie są już takie dzikie.

Trochę się zapaskudziły, to fakt. Bardzo dużo ludzi się nazjeżdżało, nakupili działek, pobudowali różne cudactwa. Jeszcze trochę park narodowy się przed tym broni.

Cofnijmy się wstecz. KSU wystartowało w 1977 roku. Sex Pistols wyprzedziło was niewiele.

Właśnie dzięki Sex Pistols powstało KSU. Choć głównie dzięki UK Subs. Było się na kim wzorować.

Punk to dla wielu muzyka dla tych, którzy nie umieją grać. Wystarczy opanować 2-3 akordy na gitarze.

Fakt, muzyka jest prosta. Ale na początku, w 1977 roku, braliśmy się za Led Zeppelin i Black Sabbath.

Grubo.

W Sabbathach są fajne, pomysłowe riffy, o wiele łatwiejsze niż w Zeppelinach. Kaleczyliśmy te kawałki, męczyliśmy się. Wtedy pojawił się punk i Bohun (Bogdan Augustyn, współzałożyciel KSU – przyp. JK) zaproponował, żebyśmy spróbowali go zagrać.

Budziliście szok w Ustrzykach waszymi skórzanymi kurtkami, ćwiekami itd.?

Przy zespole kręciło się kilkadziesiąt osób, które tak się ubierały. Mieszkańcy Ustrzyk dziwnie nam się przyglądali. Ale poza tym, że mówili o nas „dziwaki”, nie było z nimi żadnych problemów.

Czemu nie lubiliście harcerzy z ZHP, którzy przyjeżdżali tam w ramach Operacji Bieszczady 40?

Bo mieli powiązania z komuną. (śmiech)

Ci młodzi ludzie?

Oni może nie, ale organizacja tak.

Trudno zaprzeczyć. Ale to, żeście ich z tego powodu tłukli, to była odpowiedzialność zbiorowa.

Eee, to nie było tłuczenie! Któryś harcerz dostał po plecach łańcuchem, ale nie było tak, że ktoś został pobity.

Mocną stroną KSU były teksty odchodzące od punkowej sztampy. Mój ulubiony przykład to „Moje Bieszczady”, gdzie fajnie opisaliście fenomen tej krainy, z jej trudną historią.

To jeden z naszych ważniejszych tekstów. Te najważniejsze przez wiele lat pisał Michał Broda, czyli Maciek Augustyn. Jakikolwiek tekst napisał, wszystkie je wykorzystywałem.

Późniejsza historia KSU przypomina sinusoidę – okresy większej aktywności na przemian z okresami, kiedy było pod tym względem słabo. Kiedy w 2010 roku zapytałem cię, czy nie mogliście osiągnąć więcej, przyznałeś mi rację i tłumaczyłeś, że to wszystko przez „picie, krycie i borsuczenie”.

No tak, bo człowiek szlajał się po knajpach, po różnych imprezach, miał swoją ekipę. Nie zależało mu na muzyce.

Złośliwi mówią, że przy takim stylu życia mogłeś skończyć jak Sid Vicious z Sex Pistols (zmarł w wieku 21 lat z powodu przedawkowania heroiny – przyp. JK), a jednak przetrwałeś.

Trochę z tym życiem skończyłem. Jeszcze 10 lat temu od czasu do czasu lubiłem sobie pobalangować, ale później to trochę siadło. Gdyby nie alkohol, wydalibyśmy do tej pory około 10 płyt więcej. Alkohol zabiera cały wolny czas.

Żałujesz tego straconego czasu?

Żałuję, bo pod wpływem alkoholu człowiek inaczej odbiera emocje. Te wszystkie imprezy, przygody nie są jednak tak słodkie jak na trzeźwo.

Jabola już nie pijesz.

Przestałem na początku lat 90. Choć zdarzyło mi się, że wypiłem lampkę lepszego, wytrawnego wina. Ale żeby w ogóle pić wino, to nie. Jakiś czas piłem piwo, to z sieciówek, ale mi nie służyło. Później pojawiły się piwa regionalne. Piłem je kilka lat, ale około rok temu przestałem.

Za chwilę okaże się, że jesteś abstynentem.

Nie! (śmiech) Gorzałeczkę piję, tylko nie w tygodniu. I musi być okazja, a nie tak, że mam ochotę, to się napiję. Skończyłem z tym.

Narkotyki?

Spróbowałem trawkę, ale tylko kilka razy. Różne rzeczy się po tym ze mną działy. Nie palę już od wielu lat. Zdarzyło mi się coś wciągnąć, nawet nie wiem co to było. Nie gardzę tym, bo kiedy byłem bardzo zmęczony, okazało się, że się po tym dobrze czuję, w głowie mi się nie miesza. Ale jak oglądałem programy na ten temat i zobaczyłem jakie są tego skutki, wycofałem się.

Przez KSU przewinęło się sporo muzyków.

Wielu odeszło z przyczyn finansowych. Za komuny w ogóle nie było zarobków z koncertów, co najwyżej na obiad lub kilka piw. Później niby trochę się poprawiło, ale jak ktoś zarobił 150-200 złotych za koncert, a miał rodzinę na utrzymaniu, to odchodził. Tym bardziej, że tych koncertów nie grało się za dużo. Było kilku muzyków, którzy w ogóle nie nadawali się do KSU.

Rozstawaliście się w zgodzie?

Nie przypominam sobie przykrych rozstań.

Jesteś jedynym muzykiem, który gra od początku. KSU to ty?

Nie do końca. Jeżeli muzycy mają pomysły, żeby coś zmienić w muzyce i te zmiany mi podchodzą, to zgadzam się na to. A jeżeli te propozycje mi się nie podobają, to ich nie dopuszczam.

Czyli nie jesteś dyktatorem w zespole.

Nie, w KSU nie ma żadnej dyktatury.

Nie wypominając, 26 lutego skończysz 62 lata. Podobno człowiek łagodnieje z wiekiem. Ty też to zauważasz?

Tak. Człowiek potrzebuje spokoju wewnętrznego, życia bez napięć.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że do szczęścia wystarczy ci trochę spokoju i to, żeby nikt ci się nie wtrącał do twojego życia.

Tak jest najlepiej.

Od pewnego czasu KSU złagodziło nieco brzmienie. Skąd się wzięły te akustyczne klimaty?

Od czasu do czasu słuchałem zespołów folkowych. Zafascynowały mnie irlandzkie brzmienia: liry, dudy, różne fujarki. Zaczęliśmy więc wprowadzać najpierw skrzypce, flet i sopiłkę. Później straciłem muzyka, który grał na sopiłce, ale znalazłem Konrada z Orkiestry Jednej Góry Matragona. Powiedział, że ma 50 dawnych instrumentów. Zaproponowałem, żebyśmy spróbowali nagrać coś razem. Spróbowaliśmy i od 2015 roku współpracujemy z Matragoną.

Już nikt złośliwy nie powie, że „piłujecie” 2-3 akordy. (śmiech)

Ale sam zauważ, co się dzieje z kapelami punkowymi, które grają od, powiedzmy, 30 lat i nie zmieniły stylu. Ludzie nie przychodzą na ich koncerty. Takie zespoły muszą grać na spędach, gdzie występuje kilka kapel. Wtedy ludzie przychodzą. Zmieniłem trochę styl nie dlatego, żeby się ludziom przypodobać, tylko po prostu czuję tę muzykę akustyczną, którą tworzę. A przede wszystkim od początku nie byłem fanem punka. Reszta zespołu bardziej, choć oni też słuchali różnej muzyki. Basista słuchał Johna Mc Laughlina i Mahavishnu Orchestry.

Wow!

Ja byłem fanem Zeppelinów, Wishbone Ash, Black Sabbath z tamtych czasów.

A zatem jak zapytam, czy czujesz się w Polsce ikoną punka, to pewnie zaprzeczysz.

Nie, nie czuję się.

Wielu tak ciebie postrzega.

Zaczęliśmy niby od punkowej muzyki, ale był to raczej łagodniejszy punk. Nigdy nie uznawaliśmy ostrego punka. Jego fani opuścili nas, kiedy zaczęliśmy grać klimaty akustyczne. Mamy fanów, którzy słuchają różnej muzyki. Nie tylko punka.

Punk powstawał jako muzyka społecznego buntu. Buntujesz się jeszcze?

Częściowo w tekstach tak. Nie podoba mi się to, co się w Polsce dzieje. Ale w politykę nie ma co wchodzić. Odkąd żyję, które rządy były zajebiste? Każdy rząd coś kombinuje. Do polityki idzie się dla pieniędzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Siczka, lider grupy KSU: Gdyby nie alkohol, wydalibyśmy 10 płyt więcej [ROZMOWA] - Nowiny

Wróć na sanok.naszemiasto.pl Nasze Miasto