Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wstrzymano wycinkę, pracownicy leśni pozostali bez środków do życia

Dorota Mękarska
Dorota Mękarska
Polska Press
Pracownicy zakładów usług leśnych są przerażeni. Decyzja nowej minister klimatu i środowiska już stawia ich na granicy przeżycia, a jest to dopiero początek zmian.

8 stycznia br. minister klimatu i środowiska ogłosiła decyzję o wyłączeniu lub ograniczeniu na poł roku prac i wycinki drzew na obszarach cennych przyrodniczo. Dotyczy w 10 lokalizacji w Polsce, w tym m.in. terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Wyłączenia i ograniczenia dotknęły Nadleśnictwo Bircza, Stuposiany, Lutowiska, Cisna i Rymanów. W całej Polsce wstrzymanie wycinki dotyczy 100.000 hektarów.

– Dzisiaj rano zostaliśmy wygonieni, dosłownie, z lasu – o ostatnim piątku mówi jeden z „zulowców”, który z uwagi na możliwe reperkusje woli pozostać anonimowy.

Ludzie z lasu

Zakłady usług leśnych działają głównie na terenach wiejskich, gdzie nie jest łatwo o pracę. W całej Polsce liczbę pracowników leśnych, oprócz leśników, szacuje się na dziesiątki tysięcy osób. „Zulowcy” stanowią znaczną cześć mieszkańców powiatu bieszczadzkiego, a także przemyskiego. To z reguły ludzie, których rodziny od pokoleń pracują w lesie.

W zależności od nadleśnictwa ich liczba waha od 50 procent wzwyż wśród ludzi w wieku pracującym, np. w każdym bieszczadzkim nadleśnictwie pracuje od 10 do 20 „zuli”, które zatrudniają jako podwykonawców po kilkanaście osób. W sezonie letnim grupa pracowników leśnych rośnie, gdyż przy hodowli i pielęgnacji lasu pracują całe rodziny.

Efektem ich pracy jest m.in. sukces Polski na rynku meblarskim. Nasz kraj zajmuje drugie miejsce w światowym rankingu eksporterów mebli, wyprzedzając w ostatnich latach Niemcy. Przed nami są tylko Chiny.

Maszyny będą stać i rdzewieć, a raty trzeba płacić

Zakłady usług leśnych, od czasu wyprowadzenia ich z Lasów Państwowych, przeszły dużą metamorfozę, wywołaną przez zmiany cywilizacyjne i mentalne. Te przekształcenia są finansowane w większości z kredytów bankowych.

– W tamtym roku zmodernizowałem sprzęt, żeby nie było zarzutów, że pracujemy jakimiś wrakami, z których cieknie olej i które zanieczyszczają środowisko – podkreśla „zulowiec”. – Są to specjalistyczne maszyny, które można wykorzystać jedynie do pracy w lesie. W innym przypadku nadają się tylko do tego, by stały i rdzewiały. Nie można nimi zarabiać, a musimy przez 5 lat płacić potężne raty do banku.

W nadleśnictwach, w których odbyły się już przetargi i zawarto umowy na pozyskanie drewna, trzeba było natychmiast wstrzymać ich wykonanie. Właściciele zakładów usług leśnych, których to dotyczy, zostali powiadomieni o tym pisemnie, ale tak naprawdę nie wiedzą na czym stoją i jaka przyszłość ich czeka.

– Nie otrzymujemy praktycznie żadnych informacji, nikt nie wie o co chodzi, co będzie dalej, czy umowy będą realizowane, czy zrywane – dodaje „zulowiec”. – Na razie nikt umów z nami nie zerwał, więc nie ma mowy o odszkodowaniach. Umowy są zawieszone na pół roku, ale nie wszystkie.

Obecnie, ze względu na porę roku, bez pracy pozostają przede wszystkim pilarze. Na wiosnę pracownicy leśni będą mogą przystąpić do sadzenia lasu, pielęgnacji i zabezpieczania przed zgryzaniem.

Rozpacz pracowników leśnych, radość ekologów

W tej sytuacji, umowy, które sami „zulowcy” zawarli ze swoimi podwykonawcami stały się bezprzedmiotowe. Zarówno jedni jak i drudzy, mogą zostać bez środków do życia. Przekłada się to na dramat wielu rodzin, dla których praca w lesie jest jedynym źródłem utrzymania.

Niepewność przyszłości rodzi frustracje i złość na ekologów, bo wyłączenia dotyczą oddziałów, w których często gęsto protestowali aktywiści.

– Oni są doskonale zorientowani, jakie drzewostany nadleśnictwo wystawia do przetargu i które będą cięte w danym roku. Nieprzypadkowo drzewostany, które zostały wyznaczone do wyłączenia podyktowane zostały przez to środowisko. Często nie są to drzewostany super cenne, bo dla nich drzewa, które mają po 100 lat, czy 120 są nie do ruszenia. Ekolodzy nie rozumieją życia lasu i nie chcą zrozumieć na czym polega gospodarka leśna – dodaje nasz rozmówca.

Turystyka – słowo wytrych

Wygaszenie cięć w części wydzieleń w Bieszczadach i Pogórzu Przemyskim spowodowało dyskusję nad przyszłością pracowników leśnych. Kolejny raz padają słowa o turystyce.

– Nie śpię w ogóle, cały czas boksuję się z myślami, co dalej robić – przyznaje się „zulowiec”. – Turystyka to najgorszy argument, który można wyciągnąć, bo dzisiaj na turystykę w Bieszczadach nie ma miejsca. To jest utopia powtarzana przez organizacje ekologiczne. Turystyka ma swoje ograniczenia, by spełniła swoją funkcje musi być limitowana. Byśmy przeszli na tę formę zarobkowania, to Bieszczady, szeroko pojęte, musiałoby odwiedzać kilkanaście milionów ludzi. To oznacza ich zadeptanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wstrzymano wycinkę, pracownicy leśni pozostali bez środków do życia - Nowiny

Wróć na sanok.naszemiasto.pl Nasze Miasto